Książka jest świetnym uzupełnieniem historii miasta Łodzi. Jeśli narracja „ziemi obiecanej”, odkrywanie secesyjnej architektury miasta oraz poznawanie dziejów tego miejsca przez pryzmat opowieści o fabrykanckich rodach to za mało, książka pozwala odkryć zupełnie nową, pasjonującą historię miasta, tworzoną przez kobiety – łódzkie włókniarki. Jeśli czytelnik zada sobie pytanie, gdzie w Polsce po raz pierwszy pojawił się ruch feministyczny oraz gdzie narodziła się idea związków zawodowych, po sięgnięciu po tę książkę odkryje, że to żeńska populacja miasta Łodzi przyczyniła się do zmian społeczno-kulturowych Polski z przełomu wieków. „Aleja Włókniarek” to także pozycja dedykowana rodowitym Łodziankom oraz Łodzianom ciekawym własnego rodowodu – swojej historii rodzinnej przenoszonej z pokolenia na pokolenie.
Czytelnik Artur
„Gdyby Pan Bóg dzisiaj wygnał Ewę z raju, rzuciłby na nią przekleństwo: Będziesz dzieci rodziła jako prządka!”. Te słowa pochodzą z artykułu Marii Przedborskiej Robotnica łódzka w świetle faktów i wspomnień zamieszczonego w „Głosie Porannym” z 1938 roku, ale przekleństwo to unosi się nad wszystkimi bohaterkami tej książki i wszystkimi kobietami, które pracowały w łódzkich fabrykach.
Szły do pracy, kiedy miały po kilkanaście lat, i od tego momentu rytm ich życia wyznaczał tykający zegarek, w takt którego prządka musiała chodzić „jak koń w kieracie”, a całość żywota dzieliła się na trzy etapy: fabrykę, szpital, cmentarz. Nisko opłacane, wykorzystywane przez majstrów i właścicieli, przedwcześnie postarzałe. Dola łódzkich włókniarek stała się jednak siłą napędową zmian. Praca kobiet spowodowała przewrót, wymuszając wprowadzanie nowych przepisów i wywołując rewolucję obyczajową.
Do tej pory jednak nikt nie próbował dowiedzieć się, kim były, skąd przybywały i dlaczego zostawały w mieście, w którym wcale nie odnajdywały szczęścia. Marta Madejska próbuje zrozumieć nie tylko swoje bohaterki, ale także „miasto bez historii”. Z pytań o przeszłość zrodziła się opowieść o „fabrycznych dziewczynach”, bez których nie byłoby wielkich fortun, okazałych łódzkich pałaców ani odbudowanego łódzkiego przemysłu po II wojnie światowej. Zmieniali się właściciele fabryk, zmieniał się klimat polityczny, zmieniały się dekoracje, ale jedno pozostawało bez zmian – nadludzki wysiłek tysięcy kobiet.