Warszawa z “Kamieniami na szaniec”

Warszawa jest miejscem pełnym historycznych blizn. Pomiędzy nowoczesnymi budynkami, w pośpiechu przestajemy je zauważać. Warto, choć raz, wybrać się na wyprawę śladami przeszłości. Nam będzie towarzyszyć piękna książka Aleksandra Kamińskiego "Kamienie na szaniec".

Wyprawa skierowana jest dla uczniów szkół podstawowych, dlatego zaplanowaliśmy ją tak, żeby mogła odbyć się w ciągu paru godzin. Trasa skupia się na miejscach związanych z samą akcją pod Arsenałem i dodatkowo prowadzi przez różne ciekawe punkty powiązane z drugą wojną światową, a znajdujące się w okolicach placu Teatralnego i dzisiejszego Muzeum Archeologicznego, dawnego Arsenału. Dobrze by było, by uczestnicy wycieczki znali treść książki, gdyż poszczególne wydarzenia nie są tu opisane szczegółowo. 

Krótki zarys sytuacji historycznej

Możesz też posłuchać.

Książka luźno opisuje cztery lata z życia absolwentów warszawskiego liceum im. Stefana Batorego, którzy zdają egzamin maturalny w roku rozpoczęcia drugiej wojny światowej. Okazuje się, że ich wszystkie marzenia i plany, do których się przez ostatnie lata przygotowywali, muszą ulec zmianie, bo drastycznie zmieniła się sytuacja polityczna. Nie mogą iść na wymarzone studia czy do wojska, muszą zadowolić się szkołami zawodowymi i szukaniem pracy, by wspomagać finansowo rodziny. (np. Alek uczył się w Państwowej Szkole Budowy Maszyn, na uruchomienie której wydały pozwolenie niemieckie władze okupacyjne. Po zajęciach dorabiał, szkląc okna i jeździł po Warszawie jako rykszarz).

W stawieniu czoła nowym, niełatwym okolicznościom bez wątpienia pomaga im wychowanie harcerskie, które odebrali w trakcie nauki szkolnej, a którego wartościami kierowali się później, w latach okupacji. Aleksander Kamiński, harcmistrz, autor książki „Kamienie na szaniec” oraz autor programu ideowego „Dziś, jutro, pojutrze” tak określił zadania szkoleniowe, którym mieli oddawać się młodzi ludzie. „Dziś”, odnosiło się do bieżącej działalności w ramach okupowanego kraju, do akcji małego sabotażu, konspiracji i działań dywersyjnych. „Jutro” oznaczało proces przygotowywania młodzież do czynnej walki zbrojnej z okupantem niemieckim, której celem miało być oczywiście wyzwolenie ojczyzny. Ostatni człon, „Pojutrze”, wskazywał na znaczenie pracy w wolnej Polsce nakierowanej na jej odbudowę po zniszczeniach wojennych i rozwój już w czasie pokoju. W tym celu, już podczas okupacji, organizowane było tajne nauczanie, by w tych niespokojnych czasach młodzież nie pozostawała bez umiejętności, które po wojnie pozwoliłyby jej na aktywną pracę dla kraju. Widać więc, że program pomyślany był całościowo, miał na celu wiązać ideowo ze sobą współobywateli w poczuciu wspólnego obowiązku i konieczności podejmowania wysiłku. Rys wychowania harcerskiego w ramach oddania się braterstwu i służbie krajowi pozostaje główną siłą motywującą bohaterów i trzeba o nim pamiętać, by odpowiednio zrozumieć ich wybory i działania. 

W ten sposób wykształcona wśród ówczesnej młodzieży postawa jest w ostatnich latach często krytykowana, jako odpowiedzialna za „tragedię Powstania Warszawskiego”. Krytycy utrzymują, że zryw powstańczy był całkowicie niepotrzebny, nierozważny, wynikał z zadufania dowódców Państwa Podziemnego, a przekonanie dziesiątek tysięcy młodych ludzi do stawienia czoła o wiele lepiej uzbrojonemu okupantowi żerowało na ich młodzieńczej naiwności. Taki opis sytuacji lat okupacji i przyczyn wybuchu Powstania jest z pewnością niepełny. Trzeba przede wszystkim pamiętać o wspomnianych powyżej ideologicznych powinnościach wpajanych młodzieży od najmłodszych lat szkolnych – a czas międzywojnia, okresu odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach zaborów, dawał młodym ludziom realne poczucie misji i obowiązku. (Tak nastroje panujące wśród uczniów Batorego opisuje Kamiński, wkładając w usta Zeusa, komendanta szczepu 23. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej, do którego należał m.in. Zośka, następujące słowa:

Tak, tak, robota aż się prosi do rączek w tym pięknym kraju. „Wisła, Wisła, modra rzeka” – nieuregulowana. Miliony Maćków z wesołej piosenki klepie biedę, że aż piszczy. Nie ma na zapałki, nie ma na sól. Rodziny robotników po miastach, nie w mieszkaniach żyją, ale w norach. Nakłady książek w tym pięknym kraju wynoszą ledwo po dwa, trzy tysiące. Około 50% szkół to szkoły jednoklasowe…” (s. 24).

Ponadto, i to był zapewne czynnik dominujący, sam sposób prowadzenia przez hitlerowców wojny na terenie Polski był niemożliwy do zaakceptowania dla jej mieszkańców. Już 27 grudnia 1939 roku doszło w podwarszawskim Wawrze do pierwszej masowej egzekucji, w której zostało rozstrzelanych 107 cywilów w odwecie za śmierć dwóch niemieckich żołnierzy. Kolejne masowe rozstrzelania, bardzo często ludzi tworzących rdzeń tkanki społecznej (w tym inteligenckiej) Warszawy, miały miejsce w Lesie Kabackim, w Wólce Węglowej i szczególnie znaczące w Palmirach. Władysław Bartoszewski, badając polskie ofiary cywilne pierwszych miesięcy okupacji, nazwał ten proceder „warszawskim pierścieniem śmierci”. Stosowanie przez Niemców odpowiedzialności zbiorowej, sprzecznej z prawem wojennym i międzynarodowym, powtarzało się później wielokrotnie i przerodziło się w terroryzujące Warszawę łapanki po objęciu stanowiska dowódcy SS i policji przez Franza Kutscherę we wrześniu 1943 roku. Z tego okresu pochodzą najliczniejsze rozstrzelania, nieraz sięgające stu ofiar. Łapanki i egzekucje często organizowane były dzień po dniu. Drastyczności procederowi dodawał fakt, że o publicznych egzekucjach ludność Warszawy informowana była przez znajdujące się na ulicach megafony oraz za pośrednictwem plakatów wieszanych na miejskich słupach ogłoszeniowych. Skala rozstrzelań większa była tylko w okresie represji po Powstaniu Warszawskim, kiedy to w pojedynczych egzekucjach niekiedy rozstrzeliwano 4 tysiące osób. Miejsca te w Warszawie upamiętnione są przez tzw. tablice Tchorka, których pierwotnie było ponad 400.

 

Foto. Tablice Tchorka znajdujące się na trasie wycieczki. Historycy do dzisiaj próbują ustalić liczbę ofiar.

 

W takich realiach wchodzili w dorosłość bohaterowie „Kamieni na szaniec”. Młodzież w większości z inteligenckich rodzin, w których tradycje związane z powstaniem styczniowym, a nawet listopadowym, były wciąż bardzo żywe, w których radość z odzyskania niepodległości bardzo mocno była spleciona z dumą z osiągnięć rozwojowych międzywojennej Polski. Jednak czasami, niestety, duma ta przeradzała się w pychę i w pewnego rodzaju zarozumiałą ślepotę. Aleksander Kamiński świadom był tej ułomności związanej z nie zawsze racjonalną oceną sytuacji. Na początku „Kamieni na szaniec” pisał:

Wrzesień 1939 był jednym z najstraszniejszych polskich miesięcy. Nie dlatego, że ponieśliśmy klęskę – nie jedną już klęskę miał naród za sobą. Nawet nie dlatego, że klęska ta była tak gwałtowna i tak miażdżąca – na wojnie dramaty i nagłe zmiany sytuacji są zjawiskiem częstym. Potworność polskiej tragedii wrześniowej polegała na czymś innym: na katastrofie psychicznej narodu najzupełniej nieprzygotowanego do tego, co się stało. Ogromny grzech obciąża sumienia polskiej propagandy i polskiego wychowania narodowego sprzed września 1939. Mówiono tylko i wyłącznie o zwycięstwach, nigdy o klęskach; w stosunku do wrogów używano tonu niemal wyłącznie lekceważącego (s.26).

Z jednej więc strony duma i radość, z drugiej – klęska kampanii wrześniowej, niewłączenie się do wojny związanych sojuszem z Polską Anglii i Francji, najazd ZSRR. Kolejne restrykcje wprowadzane na włączonym do Rzeszy terenie Generalnego Gubernatorstwa (z zakazem posiadania radia pod groźbą kary śmierci) i wydzielenie z niemal połowy Warszawy zamkniętej dzielnicy żydowskiej, o której tragicznych losach nikt wtedy jeszcze nie mógł wiedzieć, mimo że świadomość skrajnej biedy i złych warunków życiowych tam panujących była powszechna. 

 Bohaterowie „Kamieni na szaniec”, przyjaciele i z liceum, i z równoległych do szkoły drużyn harcerskich, i z późniejszych kursów doszkalających brali udział we wszystkich etapach wielu akcji skierowanych przeciwko okupantowi. Angażowali się stopniowo w coraz trudniejsze zadania, począwszy od małego sabotażu polegającego na ściąganiu flag niemieckich z budynków administracji okupacyjnych i malowaniu na murach kotwic oraz innych napisów mających na celu podnieść na duchu ludność okupowanej Warszawy, po tak spektakularne akcje dywersyjne jak wysadzenie mostu pod Czarnocinem, czy odbicie bestialsko torturowanego przyjaciela wiezionego przez Niemców na Pawiaku. 

 

Foto. Pomnik Lotnika, w swojej pierwotnej lokalizacji na placu Unii Lubelskiej. To na nim Rudy narysował najbardziej spektakularną kotwicę – znak Polski Walczącej. Jednak to Zośka, za największą liczbę narysowanych na warszawskich murach kotwic, otrzymał honorowy pseudonim „Kotwicki”. Dziś zrekonstruowany pomnik po zniszczeniu go przez Niemców w 1944, stoi na skrzyżowaniu ulic Żwirki i Wigury z Wawelską. Tamten czyn upamiętnia wmurowana na stałe brązowa kotwica.

 

Foto. Schematyczny wizerunek żółwia, często podpisywany literami p.P.p oznaczającymi „pracuj, Polaku,powoli” miał zachęcać mieszkańców okupowanego kraju do włączenia się do akcji sabotażowych. Większość przemysłu i instytucji miała służyć gospodarce wojennej Trzeciej Rzeszy. Powolna praca miała zminimalizować jej efektywność.

 

Foto. Napisy takie jak ten, czasem z dopiskiem „Wawer – Pomścimy”, pojawiały się na ulicach Warszawy już od samego początku okupacji. Miały zatrzymać w świadomości ludzi pamięć, o bestialstwie przeprowadzanych przez Niemców egzekucji. Od miejsca tej pierwszej podwarszawskiej egzekucji wzięła nazwę założona już w 1940 roku przez Aleksandra Kamińskiego organizacja Małego Sabotażu „Wawer”. Jej członkami byli Rudy, Zośka i Alek.

 

 Trasa wyprawy na około 3 godziny. Dokładna trasa wycieczki.

Możesz pobrać wyprawę w pdf.

 

 1. Plac Bankowy

Wycieczkę proponujemy zacząć na placu Bankowym – jest to miejsce doskonale skomunikowane z wieloma punktami Warszawy. Dojeżdża tu zarówno metro (stacja Ratusz Arsenał), jak i tramwaj i autobus.

 2. Tablice Tchorka i Błękitny Wieżowiec

Następnie kierujemy się na ulicę Senatorską gdzie pierwsze punkty będą stanowiły dwie tablice Tchorka – pierwsza upamiętnia rozstrzelanie 150 osób[1], druga, na ulicy Wierzbowej, odnosi się do egzekucji dokonanej po objęciu przez Franza Kutscherę stanowiska dowódcy SS i policji na dystrykt warszawski i upamiętnia rozstrzelanie 70, 130 lub 270 osób[2]. Znamienny jest fakt, że pomimo publikowania przez Niemców informacji o egzekucjach wraz z listami osób, które mają być rozstrzelane, nie tylko wszystkie nazwiska ciągle nie są nam znane, ale nawet liczba ofiar. Trudno ją bowiem ściśle określić wśród cywilnych, prywatnych osób, które często w żaden sposób nie były zaangażowane w działalność partyzancką, a jedyną ich „przewiną” stało się to, że w nieodpowiednim czasie znalazły się w nieodpowiednim miejscu. 

Pomiędzy tymi dwoma punktami, w prześwicie nad pałacem Mniszchów, warto zwrócić uwagę na tzw. Błękitny Wieżowiec, wybudowany stosunkowo niedawno (1992), a z którego budową wiąże się pewna legenda miejska. Został on postawiony na miejscu Wielkiej Synagogi na Tłomackiem.  Została ona wysadzona osobiście przez Jürgena Stroopa w ramach odwetu za zbrojny zryw warszawskiego getta w kwietniu 1943 roku. Rok później, po Powstaniu Warszawskim, ten sam los spotkał Zamek Królewski. 

Foto. Wielka Synagoga na Tłomackiem widziana ze środka dzisiejszej Alei Solidarności. Po lewej stronie zachowany do dzisiaj budynek tzw. „Grubej Kaśki”. 

Legenda mówi o nałożeniu klątwy przez środowisko żydowskie i na budynek, i na ludzi, którzy mieliby w nim pracować. Niby dla tego, budowa ciągnęła się aż od roku 1962 i prze wiele dziesięcioleci miejsce to było placem budowy. Raczej wątpliwe, czy rzeczywiście tak było, faktem jest jednak to, że gmina żydowska bezskutecznie starała się pozyskać ten teren. Synagoga uważana była za jeden z bardziej atrakcyjnych budynków przedwojennej Warszawy. Ostateczny, zrealizowany projekt stojącego dziś wieżowca nawiązuje architektonicznie do wyglądu nieistniejącej synagogi.

Foto. Błękitny Wieżowiec od strony ulicy A. Corazziego, część podium wieżowca w miejscu nieistniejącej synagogi

 3. Pałac Jabłonowskich

Zanim przejdziemy do głównych punktów wycieczki związanych z akcją „Kamieni na szaniec”, warto przejść się dalej, w górę ulicy Senatorskiej, północną pierzeją placu Bankowego, by wejść w prześwit koło odbudowanego pałacu Jabłonowskich (przed wojną był to ratusz miejski). W jego wewnętrznym dziedzińcu znajdują się dwa ciekawe obiekty, często omijane nawet przez warszawiaków. Pierwszym jest pierwotne miejsce pochówku Krzysztofa Kamila Baczyńskiego[3], który zginał dosłownie kilkanaście metrów dalej. Takie aranżowane naprędce mogiły powstańcze były warszawską codziennością tamtych czasów. Ciała poległych zakopywano praktycznie w miejscu, gdzie zginęli – nie było ani czasu, ani środków, a co ważniejsze technicznych możliwości, by organizować przenoszenie zwłok, a pochówek trzeba było dokonywać szybko, by ustrzec się przed zagrożeniem epidemią. Po drugiej stronie od tablicy przypominającej o mogile Baczyńskiego znajduje się żeliwny, dekoracyjny fragment prawdopodobnie z jednej z sal balowych pałacu Jabłonowskich[4]. Takie elementy pozostawione przez odbudowujących Warszawę też są charakterystyczne dla tego miasta. Po prostu, mimo skrupulatnie zbieranej dokumentacji, która pozwoliłaby odbudować zniszczone budowle w stanie jak najbardziej przypominającym ich początkowy wygląd, nie zawsze udawało się przyporządkować wygrzebane z ruin elementy ich pierwotnej lokalizacji. Podobny, kamienny fragment leży przy Zamku Królewskim, przy zejściu w kierunku pałacu pod Blachą. Jego też podczas odbudowy Zamku Królewskiego nie dało się wpasować w żadne miejsce fasady.

 4. Pałac Blanka

Po wyjściu z dziedzińca pałacu Jabłonowskich po lewej stronie przy schodach pałacu Blanka (następny, sąsiadujący z pałacem budynek) znajduje się tablica upamiętniająca śmierć Baczyńskiego[5]. Tu zginał 4 sierpnia, a więc już w czwartym dniu powstania, dwudziestotrzyletni wówczas poeta. Uczył się w jednej klasie z Alkiem, Rudym i Zośką, choć ich losy potoczyły się nieco odmiennie. Tak jak bohaterowie „Kamieni” należał do „Pomarańczarni” (w książce Kamińskiego nazwanej „Bukami”), drużyny harcerskiej działającej przy liceum, i tak jak oni ukończył tajny kurs Szkoły Podchorążych Rezerwy Agricola. Był gotowy i chętny do działalności w podziemiu i do walki, ale z powodu wątłego stanu zdrowia („małej przydatności w warunkach polowych”) został zwolniony z kompanii z prośbą o objęcie nieoficjalnego stanowiska szefa prasowego. Był to niewątpliwy cios dla młodego poety, który świadomie zawiesił studia na tajnym wydziale polonistyki, by poświęcić się konspiracji. Godzina mobilizacji, a następnie godzina „W” (moment rozpoczęcia Powstania, 1 sierpnia 1944 godzina 17:00) zastały go na placu Teatralnym właśnie. Nie miał możliwości przedarcia się stąd do swojej macierzystej jednostki. Przyłączył się więc do operującego w tym terenie oddziału złożonego z ochotników. Niecały miesiąc po śmierci Baczyńskiego zginęła w powstaniu jego żona Barbara Drabczyńska, poślubiona dwa lata wcześniej. Przez późniejszych historyków literatury Baczyński został zaliczony do tzw. pokolenia Kolumbów    młodych pisarzy urodzonych w okolicach roku 1920, którzy debiutowali w latach okupacji albo tuż po wojnie. Żaden z pisarzy pokolenia Kolumbów związany z Warszawą nie przeżył wojny: Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy, Andrzej Trzebiński, Józef Szczepański.

 5. Akcja pod Arsenałem

Wracamy ulicą Senatorską do początku ulicy Bielańskiej – dawnego traktu pątniczego do cudownego obrazu św. Brunona z Kwerfurtu w kościele Kamedułów na Bielanach. Nazwa ulicy wskazująca na jej pochodzenie od miejsca, przy którym się znajduje lub do którego prowadzi, zwykle świadczy o jej długiej historii. W czasie okupacji nie była ona tak szeroka. Po obydwu stronach ciągnął się rząd kamienic i dworków, a zaraz na wysokości gmachu Banku Polskiego zaczynał się mur getta. Dzisiaj miejsce to, jak i 23 inne narożniki okupacyjnej dzielnicy żydowskiej, oznakowane jest pomnikiem [6]. Zaraz na chodniku poprowadzona jest symboliczna linia wskazująca dokładny przebieg murów. Są to już tereny bezpośrednio związane z akcją odbicia Rudego, która przeszła do historii pod nazwą akcji pod Arsenałem. Jeśli się spojrzy w kierunku północnym, dobrze widać przedwojenny układ ulic, zmodyfikowany nieco podczas budowy dzisiejszej alei Solidarności. Bielańska biegła bowiem prosto aż do skrzyżowania z ulicą Długą gdzie podwójnym zakrętem przechodziła w dzisiejszą ulicę Bohaterów Getta. Miejsce to, jako punkt przeprowadzenia akcji, zostało wybrane nieprzypadkowo – jadąca z siedziby Gestapo na alei Szucha (czyli od strony placu Teatralnego) więźniarka musiała w tym miejscu, przy podwójnym zakręcie, znacząco zwolnić. To miał być punkt, gdzie rozstawione zostały cztery oddziały powstańcze o nazwach pochodzących od rodzajów dysponowanej broni: „Butelki”, „Sten I”, „Sten II” i „Granaty”. Dowódcą tej ostatniej grupy był Alek, a całym atakiem kierował Zośka. Dodatkowo w akcję zaangażowana była grupa odpowiadająca za ubezpieczenie oraz grupa ewakuacyjna. W sumie 28 uczestników. Do końca wojny przeżyło jedenastu z nich.

Zadaniem poszczególnych grup było unieruchomienie więźniarki przewożącej Rudego w taki sposób, by w jak najmniejszym stopniu narazić na postrzelenie przewożonych więźniów i osoby postronne. Atakujący byli schowani w amfiladzie wielkiego domu towarowego zwanego Pasażem Simonsa. Pierwsza grupa miała obrzucić butelkami z benzyną samochód i w ten sposób zmusić kierowcę do zatrzymania się. Jeżeli to by nie poskutkowało, do akcji wkroczyć miały kolejne dwie grupy, ostrzeliwując więźniarkę. Jeżeli i to nie odniosłoby skutku, czwarta grupa miała obrzucić samochód granatami i przez to wywołać jego momentalne zatrzymanie. Niestety nie wszystko poszło zgodnie z planem – od strony getta pojawił się granatowy policjant i wtedy Alek, znajdujący się w grupie „Granaty”, zmuszony był do użycia broni. Na dźwięk wystrzałów kierowca więźniarki przerwał rozpoczęty już skręt w ulicę Nalewki (dzisiejsza Bohaterów Getta) i pojechał dalej Długą, wzdłuż Arsenału. Dopiero tam, pod gęstym ostrzałem, samochód został zatrzymany. Cel akcji został osiągnięty – Rudy, jak i dwudziestu innych przewożonych więźniów, został uwolniony. Niestety, Rudy zmarł w wyniku obrażeń poniesionych podczas bestialskich przesłuchań. Od postrzałów zginęli także dwaj inni biorący udział w akcji – Alek i Buzdygan. Trzeci, Hubert, został pojmany podczas trwania akcji na ulicy Długiej i zakatowany już po dwóch dniach w alei Szucha. Rudy i Alek spoczywają w jednej mogile na warszawskim cmentarzu na Powązkach (kwatera A-20). Ich grób był pierwszym z nowo przygotowanego terenu cmentarza dla żołnierzy Szarych Szeregów.

Foto. Zdjęcie zrobione mniej więcej z miejsca, w którym zatrzymała się więźniarka z Rudym. Najbardziej po lewej stronie widać fragmenty murów Arsenału. Z przodu ciąg ulicy Długiej z wypalonym gmachem Pasażu Simonsa.>

Foto. Miejsce akcji w 1944 roku. Widać wypalony gmach Arsenału i całkowicie zburzony budynek Pasażu Simonsa, który już nigdy nie został odbudowany. Przy odbudowie Arsenału zrezygnowano z rekonstrukcji widocznych na zdjęciu podcieni.

 6. Pasaż Simona

Idąc ulicą Bohaterów Getta, poruszamy się po dawnej ulicy Nalewki, głównej ulicy warszawskiej dzielnicy żydowskiej, a później getta – mniej więcej na wysokości bramy do Ogrodu Krasińskich zaczynał się jego mur (Mapy Getta). O czasach świetności tej dzielnicy przypominają jeszcze, już nigdy od wojny nie używane, tory tramwajowe [7], które łączyły centrum Warszawy z Nalewkami. Po likwidacji warszawskiego getta i zrównaniu jego zabudowy z ziemią nie było już dokąd jeździć, układ ulic został zmieniony i cała zabudowa postawiona na nowo.

Po prawej stronie od ulicy Bohaterów Getta, w rogu obecnego parku, znajduje się krzyż [8]  upamiętniający ofiary niemieckich nalotów, które schroniły się w piwnicach już mocno zburzonego  podczas pierwszych dni wojny Pasażu Simonsa. Był to ogromny dom handlowy, wybudowany w doskonałej lokalizacji – pomiędzy warszawskim Starym Miastem a dzielnicą żydowską. Budynek ten miał bardzo mocną, nowoczesną jak na owe czasy konstrukcję żelbetonową, dlatego długo opierał się bombardowaniom. Uległ dopiero 31 sierpnia 1944, grzebiąc w swoich piwnicach około 300 powstańców i osób cywilnych. Do tej pory wydobyto jedynie 99 ciał. Pozostałe 200 ciągle spoczywa w zasypanych piwnicach.

Pasaż Simonsa upamiętniony jest nazwą malutkiej uliczki [9], którą można dojść od pomnika z powrotem na ulicę Długą. Tam, przy Pałacu pod Czterema Wiatrami [10] rozegrał się tragiczny epilog akcji pod Arsenałem. Nie ma w tym miejscu żadnej tablicy, która by informowała o tym, że to właśnie tutaj Alek został śmiertelnie ranny, gdy niezwykle przytomnie próbował za pomocą granatu odblokować drogę ucieczki, likwidując ostrzeliwujących uciekających Niemców. Zmarł tego samego dnia co Rudy, 30 marca 1943 roku, nie wiedząc o krytycznym stanie przyjaciela. 

 7. Właz do kanału

Dalej, na środku skrzyżowania ulicy Długiej i Miodowej, znajduje się właz do kanału [11], którym podczas ewakuacji starówki żołnierze uciekali do ciągle broniącego się śródmieścia. Innym kolorem bruku odznaczona jest trasa, którą pod powierzchnią ulicy idzie kanał. Tę niebezpieczną akcję przerzucania powstańców i ludności cywilnej (niejednokrotnie zdarzało się, że ludzie w kanałach gubili się i ginęli) do ciągle broniących się dzielnic upamiętnia też lewa część Pomnika Powstania Warszawskiego [12], pokazująca właśnie schodzących do kanałów żołnierzy. 

 8. Pomnik Kilińskiego

Nowe miejsce po burzliwych losach po części opisanych w książce Kamińskiego znalazł na Podwalu pomnik Kilińskiego [13]. Jego historia jest bezpośrednio związana z akcją przeprowadzoną przez Alka w ramach małego sabotażu. Zaczęła się ona od zdemontowania niemieckojęzycznej tablicy z pomnika Kopernika. Inskrypcja do tej pory głosząca „MIKOŁAYOWI KOPERNIKOWI RODACY” została przez okupanta zasłonięta przez tablicę „DEM GROSSEN ASTRONOMEN NIKOLAUS KOPERNIKUS”. W odwecie za akcję Alka Niemcy polecili zniszczyć właśnie pomnik Kilińskiego znajdujący się ówcześnie na placu Krasińskich, jednak dzięki staraniom Stanisława Lorentza, który w latach wojennych pełnił funkcję łącznika prezydenta Warszawy przy niemieckich władzach okupacyjnych, udało się uchronić monument przed wysadzeniem i przekonać Niemców do zdeponowania go w Muzeum Narodowym. Gdy Alek dowiedział się o miejscu przechowywania pomnika, namalował na murach Muzeum napis: „Jam tu ludu Warszawy – Kiliński Jan”. Po wojnie pomnik, po kilkukrotnej zmianie miejsca, stanął w końcu w obecnej lokalizacji. Jest jednym z nielicznych warszawskich pomników nie zniszczonych podczas wojny.

Foto. Napis Namalowany na Muzeum Narodowym przez Alka.

 

Filmy na podstawie “Kamieni na szaniec”.

Do tej pory powstały dwa filmy fabularne na podstawie książki Aleksandra Kamińskiego, są to „Akcja pod Arsenałem” z 1978 w reżyserii Jana Łomnickiego i „Kamienie na szaniec” z 2014 w reżyserii Roberta Glińskiego. Pierwszy przykłada większą wagę do topograficznego układu ulic i kręcony był w rzeczywistych miejscach wydarzeń, drugi w większej mierze korzysta z artystycznej swobody twórczej ‒ nie tylko co do miejsc, lecz także w opisie relacji łączących poszczególnych bohaterów. Ciekawym filmem ukazującym nastroje panujące w Polsce w ostatnich latach przed wojną oraz sam wybuch wojny jest „Jutro idziemy do kina” z 2005 wyprodukowany przez Telewizję Polską. Oprócz tego zostały nakręcone dwa fabularyzowane dokumenty ‒ „Strzały pod Arsenałem” z 1967, przy którym konsultantem był dowódca akcji „Orsza”, oraz „Oni szli szarymi szeregami” z 2010 roku.

 

Bibliografia.

Władysław Bartoszewski: Warszawski pierścień śmierci 1939-1944. Warszawa, Interpress, 1970

Marian Gajewski: Urządzenia komunalne Warszawy. Zarys historyczny. Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1979

Andrzej Krzysztof Kunert: Słownik biograficzny konspiracji warszawskiej 1939-1945 T.1. Warszawa, Instytut Wydawniczy „Pax”, 1987, s. 33–34.

Stefan Bałuk – Jan Grużewski; Stanisław Kopf (1957) Dni Powstania, Kronika Fotograficzna Walczącej Warszawy, Warszawa: PAX

 

Autor wyprawy: Łukasz Hrynkiewicz